Koledzy z Łodzi, przyjechali do mnie grubo po 21-szej w piątek. Załadowaliśmy maszt, śledzie i kołowrotki z linkami do samochodu. Zbychu SP7MTU, postanowił jeszcze zapalić papierocha. Wtedy to, przypomniało mi się, że nie zapakowaliśmy korby do masztu. Kiedy to, już mieliśmy ruszać, Andrzej SP7NJX (ś.p.) zapytał, na czym ten maszt stoi? "O rany", zapomnieliśmy podstawy.
Zaczęło się śmiesznie :) Na miejsce zajechaliśmy kawałek po północy. Zapakowaliśmy się do kontenera, rozpaliliśmy grill, by chwilkę przed trzecią nad ranem w sobotę zjeść kolację (czy może śniadanie?). Spałem do dziewiątej, potem zjechali się goście "zaproszeni" do pomocy przy rozwijaniu sprzętu. Było nas aż za dużo. Bez najmniejszych problemów postawiliśmy pionowe do pionu, a poziome do poziomu. O godz. 16-tej naszego czasu rozpoczęły się zawody MMC w paśmie 2m. Było spokojnie i cicho, bo tu się nie mówi, a puka w klawisze na klawiaturze. Wynik osiągnęliśmy imponujący: ponad 111 tyś. kilometrów (sumując wszystkie odległości z poszczególnych łączności) przy bodajże 265 łącznościach, jakie przeprowadziliśmy. Rekord, to nawiązanie łączności ze stacją z Włoch - 1015 km! Przypominam, że pracowaliśmy na UKF, gdzie fala rozchodzi się (teoretycznie) do linii horyzontu. Wysoka górka, maszt, zaawansowany system antenowy, 400 W (dla porównania - CB radio, to energia CZTERECH watów !!!) mocy doprowadzonej do anteny - robi swoje... Szacowaliśmy, że osiągniemy 3-cie miejsce w skali SP. Kolega Andrzej SP7NJX (ś.p.), który był naszym krajowym contest managerem, wrócił do załogi SN7L. Dzielnie walczył przy stacji, wsłuchując się w szum z eteru. Jak widzisz czytelniku, przeżyliśmy kolejne zawody o zasięgu naszego kontynentu i nie mamy czego się wstydzić. "Okrążyliśmy" przez dobę glob ponad 3 razy, a ja nie czuję zmęczenia, tylko ogromną satysfakcję z możliwości pracy w tak doborowym towarzystwie! Wróciliśmy w niedzielę wieczorem, dość wcześnie, bo o godz. 21-szej... Rozładowaliśmy maszt, pogadaliśmy chwilkę, i niczym wracający z obozu harcerze, z nienakłamanym smutkiem, rozstaliśmy się na jakiś czas. Na szczęście jest Internet, radio i inne dobrodziejstwa. Pozostawaliśmy ze sobą w kontakcie, ciągle głodni bycia razem w zespole, bo zgrani okazaliśmy się KONCERTOWO :) Teraz już nie wiemy, czy brakuje nam wspólnej pracy, rozmów na interesujące tematy, klimatu hałdy, niepowtarzalnej atmosfery wśród charakterystycznie szumiących wiatraków, czy smaku kiełbasek, którymi opychamy się na miejscu. Pewnie wszystkiego na raz i każdego z osobna... Pozdrawiam Koledzy!